Mając na myśli walki o zdobycie miast Pomorza, skupiamy się jakby podświadomie na sowiecko- polskim akcencie. Co przeżywali wówczas niemieccy cywile? Rozmowa z Alfredem Niehusem, jednym z uciekinierów z Koszalina w marcu ’45r.

-Urodził się pan w Koszalinie?

– Nie. Urodziłem się w Niemczech w miejscowości Uberhausen. Natomiast moja mama pochodziła z Koszalina. Tu również urodził się mój brat. Miałem łącznie 9 rodzeństwa. Ojciec urodził się w Nakle koło Piły. Z Niemiec do Koszalina i z powrotem wyjeżdżaliśmy w sumie kilka razy .

– Czyli pan wraz z rodziną tak podróżował pomiędzy III Rzeszą a Koszalinem?

– Tak. Rodzice wyjechali do Niemiec jeszcze przed II wojną.. Do Koszalina przyjechaliśmy ponownie, z tego co pamiętam w 1931 lub 1932 roku. Ojciec mój pracował na koszalińskiej Poczcie Głównej jak sekretarz.

– Jak pan wspomina Koszalin w 1945r?

– Było to miasto żyjące swoim normalnym rytmem, do czasu aż w 1945 roku front zaczął się zbliżać do nas. Mimo że Koszalin dzieli od Kołobrzegu jakieś 50 min. drogi więc słychać było pogłoski o ciężkich walkach o to miasto, o zbliżaniu się Rosjan. Panowała trochę swoista histeria przed radzieckimi żołnierzami. Czas wojny był okresem mojego członkostwa w Hitlerjunge.

– Był pan w Hitlerjunge? Jak wyglądała ta działalność?

– Hitlerjunge obejmowało najmłodsze dzieci w wieku od 10 do 14 lat. W tej formacji byłem od 1940 roku do końca wojny. Hitlerjugend z kolei obejmowało młodzież od lat 14. Jak to wyglądało? Pamiętam parady bardzo wielu dzieci w wieku szkolnym, rozpoczynające się przed ratuszem, specjalne uniformy, nastrój podniosłości.

– Który nagle minął, gdy przyszedł rok 1945. Koszalin miał się bronić?

– Tak. Koszalin miał się bronić. Zabroniono ludności cywilnej opuszczać miasto, ale już 2 marca padła decyzja że kto chce, może się ewakuować. Miasto powinno zostać oczyszczone z cywilów, reszta miała zostać w mieście i walczyć.

– Pan też, jako członek organizacji paramilitarnej?

– Też. Mimo że byłem za młody by walczyć. Miałem co prawda 14 lat, ale nie zdążyli mnie przenieść do Hitlerjugend. Nie zmieniało to faktu, że członkowie młodzieżówki też mieli się stawić w komendanturze. Miano nam wydawać panzerfausty i wysłać do walki. Jakby grupa dzieciaków z bronią mogła zatrzymać czołgi radzieckie.

– Ale pan się nie stawił?

– Nie, po prostu uciekłem. Był dzień 2 marca , a o godzinie 21.30 poszliśmy z matką i rodzeństwem na pociąg. Na dworcu tłoczył się niewyobrażalny tłum, masa ludzi chcących wyjechać jak najdalej. I my, dzieci objuczeni ciężkimi pakunkami i z kartkami jak się nazywamy i gdzie jedziemy. Pociągi zatłoczone były uciekinierami z Pomorza.

– Gdzie wyjechaliście do Niemiec?

– W region Essen- Oldenburg. Było to w późniejszej anglo-amerykańskiej strefie okupacyjnej. Zatrzymaliśmy się i pracowaliśmy przez 5 lat u pewnego rolnika, siostra pracowała między innymi przy pracach stolarskich. W gospodarstwie było też dwóch tak zwanych robotników przymusowych z Polski i jeden Rosjanin. Polaków traktowano dobrze, mieli nawet własne mieszkania. Z resztą byli oni spokojnymi ludźmi. Natomiast Rosjanin był butny i odgrażał się że ?przyjdą tu Ruscy i zrobią porządek?. Wojna zbliżała się do końca, miał prawo tak mówić. Pamiętam, że jednemu z polskich robotników przytrafiła się przygoda miłosna.

– Z Niemką?

– Tak. Jeden z Polaków zakochał się w mieszkającej niedaleko Niemce. Chciał się z nią żenić i nie wzbudziło to jakiegoś zgorszenia wśród Niemców. Ta dziewczyna miała udać się do pobliskiego klasztoru, żeby przejść jakby to powiedzieć- kurs przedmałżeński u sióstr zakonnych. Niech pan sobie wyobrazi , że ona już tam została. Poszła do zakonu. Biedny chłopak, bardzo to przeżył.

-A jak potoczyły się dalsze losy pana i rodziny po wojnie?

– Oj dużo by opowiadać. Ojciec wrócił w 1947r. z niewoli radzieckiej, wszystko pomału wracało do normalności, ja pracowałem jako glazurnik. Ponownie odwiedziłem Koszalin w 1976 roku, co okazało się trudne ze względu na różne procedury , kontrole, kwestie wiz. W mieście zostałem 3 dni. Oczywiście wyglądało ono wówczas zupełnie inaczej niż w 1945r. Podczas tego pobytu poznałem też swoją przyszłą żonę. Bardzo chciałem mieć zonę Polkę właśnie z Koszalina.

– Ale do Koszalina przeniósł się pan na stałe chyba dopiero w latach 90 tych?

– Tak, dokładnie w 1995 roku, gdy byłem już na emeryturze. Jestem związany z Koszalinem emocjonalnie, wolałem resztę życia spędzić właśnie tutaj, niż w Niemczech.

Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski
___________________________________________________________

Dnia 04.03.1945 r. do Koszalina wkroczyły oddziały 3 Korpusu Pancernego Gwardii gen. Aleksandra Panfiłowa. Niemiecki generał Aleksander von Zulow nie zdołał zorganizować twardej obrony miasta i po sporadycznych walkach z grupami wycofujących się żołnierzy niemieckich, miasto zostało zdobyte.