Andrzej Kuczkowski

Odbędziemy dziś krótką przechadzkę po dawnym Koszalinie. Nie będzie to jednak zwykła wycieczka turystyczna. Podziwiać bowiem będziemy obiekty już dawno nieistniejące, po których ślady odkopaliśmy w czasie prac archeologicznych prowadzonych w ostatnich latach. Spotkamy po drodze kilku mieszkańców naszego miasta sprzed wieków. Opowiedzą oni nam swoje pasjonujące historie, oprowadzą też po swoich ulubionych miejscach w Koszalinie.Zakrojone na szeroką skalę badania wykopaliskowe w Koszalinie zaczęły się pod koniec lat 90. zeszłego stulecia. Od tamtej pory w wielu miejscach odkopane znaczne połacie dawnej zabudowy. Uzyskaliśmy dzięki nim wiele interesujących informacji o dawnych mieszkańcach miasta i jego wyglądzie.
Naszą podróż zacznijmy od najważniejszego punktu każdego miasta wyrosłego w średniowieczu na prawach miejskich, a więc rynku. Na koszalińskim rynku prace archeologiczne prowadzono w 2008, 2012 oraz 2013 roku. Zacznijmy od tych najwcześniejszych. Skupiliśmy się wówczas na środkowej części rynku, gdzie do 1945 roku znajdował się pomnik Fryderyka Wielkiego, dzięki którego wsparciu odbudowano miasto po wielkim pożarze w roku 1718. Wkrótce po rozpoczęciu prac naszym oczom ukazała się ceglana podwalina tego pomnika. Niektóre z cegieł nosiły jeszcze ślady osmalenia. Zapewne pochodziły one ze spalonych budynków, a w tym miejscu użyto ich wtórnie. Nie wiemy gdzie znajduje się sama figura pruskiego władcy. O miejscu jego ostatecznego ukrycia krąży wiele opowieści, do dnia dzisiejszego żadnej z nich nie potwierdzono.

Na głównym rynku miejskim przez wiele stuleci koncentrowało się lokalne życie społeczne oraz gospodarcze. To tu właśnie miały miejsce najważniejsze uroczystości związane z ważnymi wydarzeniami miejskimi oraz państwowymi. Tutaj też koszalińscy kupcy i rzemieślnicy oferowali swoje wytwory oraz importowane przedmioty. To tutaj też znajdował się najważniejszy budynek – ratusz. W koszalińskim ratuszu znajdowała się biblioteka, karczma oraz mennica miejska. Po tej pierwszej, która jak większość miasta, padła ofiarą ognia, zachowały się jedynie dziesiątki metalowych okuć książek. Śladem karczmy są liczne szpunty beczek, po mennicy zaś zostały przygotowane do wybicia blaszki srebrne.

W roku 2012 prowadziliśmy badania nieco na północny zachód od pozostałości ratusza. Natrafiliśmy tam na niezwykle ciekawy obiekt, o którym już w trakcie poprzednich prac opowiadali nam mieszkańcy miasta z zainteresowaniem przyglądający się postępom badań. Dowidzieliśmy się wówczas o tunelach mających znajdować się pod płytą rynku. Jedne miały biec z centrum miasta aż na Górę Chełmską. Kolejne zaś łączyć obecny ratusz z katedrą. Mieli go wykorzystywać komunistyczni notable, którzy w tajemnicy przed światem dzięki nim mieli chodzić na msze…Pojawił się oczywiście również wątek schowania skarbów przez Żydów po dojściu nazistów do władzy albo Niemców uciekających przed Armią Czerwoną…
Logika podpowiadała, że do zasłyszanych historii należy podejść z dużym sceptycyzmem. Tymczasem w roku 2012 tuż pod powierzchnią ukazała nam się betonowe sklepienie tajemniczego obiektu. Wspomnienie opowieści o koszalińskich przejściach i skarbach pobudziło naszą wyobraźnię. Odpowiedź na nurtujące nas pytania otrzymaliśmy dopiero w 2013 roku.

Koparki pracujące przy największej w roku bieżącym inwestycji w centrum miasta, ponownie odsłoniły betonową skorupę w północno zachodniej części rynku. Identyczny obiekt odsłonięto również w części północno wschodniej, w miejscu planowanej rozległej fontanny oraz instalacji mającej zaopatrywać ją w wodę. Do pracy ruszyliśmy uzbrojeni w nasz podstawowy oręż – łopaty i szpadle. Naszym oczom ukazało się kilkanaście stopni betonowych prowadzących do wejścia znajdującego się na głębokości dwóch metrów. Od tego miejsca zagadka tajemniczych obiektów zaczęła się powoli rozwiązywać. Pierwszą wskazówką był kopulasty kształt stropu. Takie jego uformowanie nie jest dziełem przypadku. Nadając mu opływowy kształt chciano zminimalizować skutki uderzenia bomby lotniczej. Ma ona – jak wszystkim wiadomo – wrzecionowaty kształt ze spiczastym zakończeniem. Dzięki niemu bomba przebija ściany, a fala uderzeniowa ma za zadanie niszczyć wszystko wewnątrz. Opływowy kształt górnej części naszego obiektu miał za zadanie spowodować, że bomba ześliźnie się z niego, a fala uderzeniowa miała rozejść się po zewnętrznej stronie obiektu nie zagrażając bezpośrednio ludziom przebywającym w środku. Początkowa praca nad dotarciem do owego wejścia przysporzyła nam nie lada problemów. Schody były bowiem całkowicie zasypane gruzem oraz dużymi blokami betonowymi. Pomiędzy gruzem znaleźliśmy skórzany but wojskowy z podkutymi podeszwami. Po usunięciu zawaliska naszym oczom ukazało się wejście do obiektu. Był to wąski otwór z drewnianą ościeżnicą, drzwi natomiast nie zachowały się. Dalej wiódł krótki i dość wąski korytarz. Ze względu to, że wnętrze całkowicie zalane było wodą kolejne dwa dni poświęciliśmy na jej odpompowanie. Po wstępnym osuszeniu mogliśmy zapuścić się w głąb tajemniczego tunelu.

Stwierdziliśmy, że korytarz w równych odstępach załamuje się pod kątem prostym. Była to kolejna podpowiedź do jego pierwotnej określenia funkcji. W razie przebicia przez bombę stropu fala uderzeniowa rozchodzi się we wszystkich kierunkach równomiernie. Jednak na załamaniach wytraca swoją moc, dzięki czemu ludzie schowani za załamaniami są w nieco mniejszym stopniu narażeni na jej śmiercionośne działanie. Na ścianach co jakiś czas widniały strzałki z oznaczeniem kierunku wyjścia (Ausgang).

Okazało się, że były one namalowane na białych czworokątach, które pokryte były farbą fluorescencyjną. Zachowały się też resztki instalacji elektrycznej. Odsłonięty obiekt został w czasach nam bardziej współczesnych nieco uszkodzony. W trakcie kładzenia instalacji burzowej na Rynku w kilku miejscach przebito stropy i odprowadzono rury do wnętrza bunkrów. Przez wybite otwory dostało się mnóstwo ziemi i gruzu, co znacznie nam utrudniło eksplorację odsłoniętych korytarzy.
W głębi natrafiliśmy na urządzenia niezbędne każdemu człowiekowi zamkniętemu w takim obiekcie. Chodzi oczywiście o…prozaiczne latryny, które znajdowały się w niewielkich, oddzielnych pomieszczeniach. Według opowieści starszych mieszkańców pamiętających budowę pomnika Byliśmy-Jesteśmy-Będziemy, postawiono go na fundamencie, który powstał przez zalanie betonem dużego pomieszczenia wchodzącego w skład odkrytego kompleksu. Miały się tam znajdować łóżka polowe i apteczka, z czego wnioskować możemy, że chodziło o izbę chorych. Kierując się tymi obserwacjami możemy powiedzieć, że odkryty przez nas obiekt stanowił schron przeciwlotniczy, określany mianem szczeliny przeciwlotniczej. Ciągnie się on wzdłuż całej fasady obecnego ratusza koszalińskiego. Po obu stronach do obiektu wiodły wejścia, które pierwotnie zapewne bronione były przez metalowe drzwi. Kiedy wzniesiono ten schron? Zapewne nastąpiło to w czasie, kiedy wojska niemieckie zaczęły się cofać na wszystkich frontach europejskich – w 1943 lub 1944 roku, a lotnictwo alianckie zintensyfikowały naloty na miasta Rzeszy.

Zapewne budowali go mieszkańcy miasta wraz z robotnikami przymusowymi. Koszalin na szczęście uniknął bombardowań, nie było też tutaj – jak usilnie twierdziła komunistyczna propaganda – większych walk. Na murach schronu nie widnieje ani jeden ślad po kuli czy bombie. Obiekt nie posłużył więc celowi, w jakim go wzniesiono. Ograniczano się raczej do przeprowadzania ćwiczeń z ewakuacji. Schron nie ma też nic wspólnego ze skarbami, podziemnymi przejściami czy innymi fantastycznymi opowieściami. Podobno takich wejść, jaki zostały przez nas znalezione jest w obrębie rynku osiem, podobno też zachowały się plany całego kompleksu schronów. Postaramy się je znaleźć…

Z Rynku przejdźmy teraz przez ulicę Młyńską i swoje kroki skierujmy na, leżącą nieco na uboczu, ulicę Mickiewicza. Znajduje się tam jedyna pozostałość po koszalińskim klasztorze i zamku książęcym. Obecnie niewielki kościółek jest użytkowany przez parafię grekokatolicką. W chwili obecnej jest on niestety niedostępny w zasadzie dla zwiedzających. Szkoda, bo znajduje się w nim kilka ciekawych obiektów.
Miejsce to dwukrotnie stało się polem naszych działań. Pierwszy raz pod koniec 2009 roku. Drugi raz z kolei w roku 2012. Za pierwszym razem prace prowadziliśmy wewnątrz świątyni, gdzie głęboko pod współczesną posadzką natrafiliśmy na niezwykłe znalezisko w postaci kobiety pochowanej w drewnianej trumnie. Na wieku znaleźliśmy kilka drobnych monet z końca XVIII i początku XIX wieku. Nie wiemy kim była tu pochowana kobieta. Zaskakuje jednak fakt, że akurat tutaj znalazła miejsce ostatniego spoczynku. W tym czasie bowiem zaczęto wydawać kategoryczne zakazy chowania zmarłych w świątyniach, ze względów sanitarnych.
Jeszcze ciekawsze rezultaty dały nam badania z roku 2012, kiedy to pracom wykopaliskowym poddano teren dawnej kotłowni znajdujący się z obecną siedzibą Głosu. Na pierwszy rzut oka obszar ten nie wydawał nam się zbyt atrakcyjny. Wszędzie zalegała żółta, ciężka glina, porośnięta bujnymi chwastami. Cały teren zasłany był stertami śmieci i gruzu. Nasze obawy zdawały się potwierdzać obserwacje w kilku pierwszych, niewielkich wykopach. Nic nie wskazywało, że znajdziemy tu cokolwiek. Tym większa radość była w chwili kiedy jednak natrafiliśmy na pochówki szkieletowe znajdujące się niedaleko cerkwi. W sumie odsłoniliśmy szesnaście grobów. Udało nam się ustalić, że w większości przypadków pochowane tu były kobiety w średnim i młodym wieku. Groby te datujemy na kres późnego średniowiecza i początków czasów nowożytnych (koniec XIII-I połowę XVI wieku). Domyślamy się, że swój ostatni spoczynek znalazły siostry zakonne żyjące niegdyś w koszalińskim konwencie cysterek, który istniał tu od lat 80. XIII wieku po czas, kiedy na Pomorzu zwyciężyła Reformacja w ciągu I połowy XVI wieku. Pochowani tu mężczyźni byli zapewne w jakiś sposób powiązani z klasztorem – być może byli to duchowni lub darczyńcy opactwa.

Zmarłe zakonnice pochowane były w drewnianych trumnach, po których zachowały się ciemne smugi i żelazne gwoździe. Ciała owinięte były w całuny albo ubrane w habity. Poza tym zmarłym nie wkładano żadnych przedmiotów. Groby orientowane były na osi wschód-zachód z głowami skierowanymi na zachód, zgodnie z chrześcijańską eschatologią. Pomiędzy grobami natrafiliśmy na kilkanaście ułamków ceramiki z końca średniowiecza i początków nowożytności.
Prace archeologiczne to nie tylko wykopaliska, dzięki którym dokumentujemy pozostałości dawnego osadnictwa i pozyskujemy wytwory ludzkiej ręki. Po zakończeniu prac terenowych rozpoczyna się żmudny i czasochłonny proces opracowania ich wyników. Zabytek archeologiczny to nie tylko atrakcyjny element zamknięty w muzealnej gablocie. Zabytek taki to przede wszystkim doskonałe źródło poznania życia codziennego w każdym jego wymiarze dawnych mieszkańców Koszalina. Równie ciekawe wnioski wysnuć można tak samo z drobnego ułamka ceramiki, jak i z najbardziej spektakularnych znalezisk Wszystkie one są niewyczerpalną skarbnicą wiedzy o przeszłości.

W tej chwili właśnie realizujemy, zakrojony na szeroką skalę, projekt badawczy „Źródła archeologiczne do dziejów małych miast Pomorza Środkowego”. Jego celem jest kompleksowe opracowanie wyników badań prowadzonych w miastach byłego województwa koszalińskiego. Do tej pory bowiem publikowano je sporadycznie ograniczając się do ciekawszych znalezisk.

W naszym spacerze po dawnym Koszalinie zatrzymamy się teraz na chwilę w rejonach katedry, gdzie pod koniec lat 90. XX wieku i w pierwszych latach XXI wieku archeolodzy szczecińscy przeprowadzili duże prace wykopaliskowe wyprzedzające budowę dwóch centrów handlowych – pasażu Millenium przy ul. 1 Maja oraz Merkury pomiędzy katedrą a DH „Saturn”. W obu miejscach odsłonięto duże fragmenty zabudowy drewnianej oraz murowanej wraz z towarzyszącymi im niezbędnymi urządzeniami, jak rury wodociągowe, kanalizacja, zabudowa gospodarcza, ulice i chodniki. Pozyskano też bogaty zespół zabytków – naczyń glinianych i szklanych, przedmiotów codziennego użytku, ozdób, nieco monet. W tej chwili zaczęliśmy drobiazgową analizę każdego z tych znalezisk. Ze względu na dużą ich liczbę proces analizy będzie trwał dość długo. Jednak już pierwsze uzyskane wyniki przyniosły na tyle ciekawe rezultaty, iż zachęcają do wzmożenia wysiłków w podjętych staraniach.

Na razie zajęliśmy się naczyniami znalezionymi w latrynie nr 2, odkopanej obok koszalińskiej katedry, w miejscu gdzie obecnie znajduje się CH Markury. Wśród tych materiałów udało się zidentyfikować kilka ekskluzywnych naczyń importowanych z Europy Zachodniej. Wyróżnia się wśród nich dzbanek pochodzący z najsłynniejszej wytwórni europejskiej porcelany w Miśni. Mamy też wyroby z fabryki porcelany w Berlinie. Przeważają jednak tu naczynia wytworzone na miejscu przez garncarzy koszalińskich. Są wśród nich duże dzbany na płyny, głębokie misy, płaskie talerze, filiżanki i kubki. Znaleźliśmy również ślady podróży odbytej przez któregoś z możnych koszalinian „do wód”. W początkach XIX wieku udał się on do uzdrowiska w dawnym księstwie Nassau, skąd przywiózł flaszę z sygnaturą tamtejszej firmy Selters, która zajmowała się eksploatacją oraz sprzedażą leczniczej wody. W którymś z domów znajdował się znaleziony także w tej latrynie przepiękny talerz z wizerunkiem biegnącego jelenia. Jesteśmy w tej chwili na początku naszej pracy mającej na celu zebranie jak największej ilości informacji na temat dawnych mieszkańców Koszalina, jednak zainteresowanych zachęcam do lektury bloga http://irdenware.blogspot.com/ , gdzie na bieżąco będą przedstawiane najciekawsze zabytki i ich dzieje.