Jest w Koszalinie taka szkoła… Nad wejściem do tej szkoły widnieje majestatyczny, kuty w kamieniu, wielki napis „Państwowe Gimnazjum i Liceum Ogólno­kształcące im. St. Dubois „, umieszczony tam ponad półwieku temu, niezmiennie symbolizuje szkołę licealną wielce zasłużoną w powojennych dzie­jach Koszalina. W jej murach lata swej mło­dości, wieńczone maturą przeżywało już ponad siedem tysięcy wychowanków. Dla bardzo wielu koszalinian ten gmach ma szcze­gólne znaczenie w ich wspomnieniach. Bo jest to chyba najpiękniejszy gmach szkolny nasze­go miasta. A na pewno wyróżniający się wśród budowli tworzących oglądaną z dali panoramę Koszalina. Z każdej strony swej elewacji, (właśnie znakomicie odnowionej w jasnych pastelowych kolorach), jest to obiekt harmonijny w swoim kształcie i jak gdyby ponadczasowy, mimo, że liczy już sobie prawie 100 lat. Skąd się wzięła to swoista ele­gancja stylu i wielki rozmach tego budynku, swego czasu gdy powstawał – największej budowli ówczesnego Koszalina, jeżeli nie li­czyć katedry mariackiej? W tym gmachu wiele się już zdarzyło …

Była wiosna roku 1863, pamiętnego w naszej historii zrywem Powstania Stycznio­wego. Wtedy to właśnie, znany w ówczesnym Koszalinie, światły pedagog pani Luise Freytag otworzyła swoją „prywatną wyższą szkolę dla dziewcząt”, odpowiednik później znanych, szkól licealnych. Ta nauczycielka i wychowaw­czyni, wszechstronnie uzdolniona i wykształco­na -powróciła właśnie do rodzinnego Kosza­lina, po trzyletnim prowadzeniu podobnej szkoły w pobliskim Białogardzie. Wywodziła się jednak z Koszalina, tutaj zdawała egzamin maturalny w 1847 roku. Teraz postanowiła zrealizować swoje wielkie marzenie.

. Jej koszalińska szkoła żeńska od po­czątku rozwijała się znakomicie. Toteż na początku lat 70. dziewiętnastego wieku zdecydowała się zbudować zupełnie nowy gmach szkolny. W tym celu nabyła od miasta stosunkowo duży teren, dogodnie położony przy ówczesnym Tar­gu Drzewnym, obecnym Placem Gwiaździstym. Tutaj, gdzie teraz stoi gmach Liceum im. St. Dubois. Ale zanim zaczęto go budować, miały minąć jeszcze długie lata. Bo Pani Freytag miała wizję szkoły jakiej wtedy w tej okolicy nigdzie nie było: duże, przestronne klasy, rozległe korytarze umożliwiające w razie niepogody i zimą swobodne spacery jej uczennic w czasie przerw, także zbiórki i apele szkolne. Do tego obszerna aula z balkonem, umożliwiająca organizację dużych imprez i zabaw. I koniecz­nie sala gimnastyczna – swoiste novum w tam­tych czasach, szczególnie w szkołach żeńskich. I jeszcze rozległe podwórze szkolne, dobrze nasłonecznione – żeby prowadzić różne ćwicze­nia i zabawy rekreacyjne na wolnym powietrzu.

Realizacja takiego wizjonerskiego projektu musiała być nader kosztowna, Pani Freytag tego nie doczekała, umierając w 1898 roku, jako osoba powszechnie szanowana i wielce zasłużona swemu rodzinnemu miastu. Nadeszło nowe stulecie. Teraz ojcowie miasta postanowili dopomóc szkole, gdy budowa na­reszcie ruszyła. W roku 1911 miasto przejęło na swoje utrzymanie dotychczasową szkołę prywatną. Zaczęto z wielkim rozmachem, no­wy gmach szkolny wznoszono w imponującym tempie, łożąc duże kwoty ze szkatuły miejskiej. Toteż na wiosnę 1912 roku nowy gmach szkoły, ogromny i piękny swą architekturą, do dziś miłą dla oka, był gotowy – stanowiąc dumę i wizytówkę miasta. W sam raz, bo w przede­dniu otwarcia wielkiej na owe czasy wystawy rolniczo-przemysłowo-gospodarczej ówcze­snego Pomorza, która przyniosła Koszalinowi spodziewany prestiż i renomę nowoczesnego miasta, goszczącego wielu przyjezdnych i goś­ci, tłumnie zwiedzających tereny wystawy. To z tej okazji, parę miesięcy wcześniej, ruszyły koszalińskie tramwaje, synonim nowocze­sności i wygody podróży na trasie od dworca kolejowego do podnóża lasu na Górze Chełm­skiej, gdzie rozlokowano pawilony wystawowe, przy końcu dzisiejszej ul. Marszałka J. Piłsudskiego.

Uroczystego otwarcia szkoły – teraz już licealnej, dokonano 16 kwietnia 1912roku, nadając jej imię „ Szkoły Księżnej Bismarck ” – po niemiecku „ Die Fürstin – Bismarck – Schule”. Miało to związek z ogromną popularnością i swoistą czcią jaką, szczególnie tu na Pomorzu, cieszyła się w tamtych czasach osoba zmarłej na początku XX wieku małżonki sławnego ,,żelaznego kanclerza” Rzeszy Niemieckiej Otto von Bismarcka, który w niedalekim Warcinie koło Miastka miał swoją rezydencję rodo­wą, i tam spoczęła jego małżonka. Właśnie ona, księżna Joanna von Puttkammer po mężu Bismarck, została wybrana patronką nowo otwartej szkoły. Pierwszym dyrektorem szkoły był pan Winkler, który razem z 16 pedagogami, kształcił i wychowywał 320 uczennic, uczę­szczających w roku szkolnym 1912/13; w roku 1925 było już ich 518, zaś w latach II wojny światowej gmach musiał pomieścić znacznie więcej. M.in. wprowadzono dodatkowo miej­scową żeńską szkołę gimnazjalną oraz szkolę licealną dla dziewcząt, ewakuowaną do Kosza­lina aż z Bochum w Zagłębiu Ruhry, wobec zagrożenia bombardowaniami alianckimi. W tym gmachu wrzało jak w ulu… Mało tego, jesienią 1944 roku, kiedy walec wojny dotarł już do granic Rzeszy na wschodzie, część budynku szkolnego zamieniono na szpital wojskowy a nauczanie przerwano. Zamierza­no je podjąć ponownie od stycznia 1945 roku ale w innym budynku tzw. „starego gimna­zjum ” to jest tam, gdzie mieści się od powojnia szkoła nr 1. Nie zdołano tego wdrożyć i „ Szko­ła Księżnej Bismarck” ostatecznie przestała istnieć, gdy 4 marca 1945 roku wojska ra­dzieckie zdobyły Koszalin.

Gmach szkoły szczęśliwie przetrwał właściwie nienaruszony ten wielki pożar śródmieścia Koszalina, jaki wzniecono po zdobyciu miasta i także ten ponowiony jeszcze na początku maja 1945, kiedy wiwatowano zwycięski koniec wojny. W ocalałej szkole władze radzieckie urządziły1 swój szpital, korzystając tutaj z dobrze zachowanych pozosta­łości niemieckiego szpitala wojskowego. Całe wyposażenie szkoły było wówczas stłoczone w piwnicy i na strychu. Dzięki temu się urato­wało. Tutaj, w Koszalinie w tamtym okresie przebywała ogromna masa rannych z gigan­tycznego szturmu berlińskiego, który w finale wojny kosztował aż 350 tysięcy zabitych i ponad 1 milion rannych. Nie chce się w to wierzyć, ze tyle ofiar pochłonęły ostatnie 23 dni wojny…

Rosjanie zaczęli ewakuować i zwijać swój szpital na wiosnę 1947 roku, kiedy opuszczał Koszalin radziecki garnizon woj­skowy. Latem tego roku, gmach szkoły – w stanie jaki świeżo pamiętamy z niedawnej ewakuacji poradzieckiej z Polski – przejęły polskie władze miasta. Od razu zabrano się za przygotowania do uruchomienia tułaj pol­skiej średniej szkoły ogólnokształcącej. Bo już od jesieni 1945 roku przewidywano umieszcze­nie tutaj gimnazjum i liceum ogólno­kształcącego, które w międzyczasie podjęło naukę najpierw krótko w dwóch domach mieszkalnych przy ul. R. Traugutta 14-16, a po paru tygodniach otrzymało na swoją tymczasową siedzibę budynek przy ul. Zwycięstwa 113, róg Jedności (dzisiaj gmach GWSH).

Rok szkolny 1947/48 rozpoczęto już w nowej i docelowej siedzibie i trwa ona do dzisiaj. Jednak wtedy, gdy wszystko na Zie­miach Odzyskanych było jakimś wielkim początkiem nowego i zakorzenianiem polskości – ta szkoła była tego najwymowniejszym sym­bolem i świadectwem. Zdecydowano więc na­dać szkole imię postaci zasłużonej w walce z hitlerowskim najeźdźcą – Stanisława Dubois, wybitnego polskiego socjalisty, zamordowa­nego w Auswitsch. Był współtwórcą OM TUR, młodzieżowej organizacji socjalistycznej, wówczas prężnej i aktywnej wśród młodzieży licealnej. Także wśród nauczycieli żywe byty sympatie do PPS, co dokumentuje skromna, symboliczna tablica pamiątkowa w hallu wejściowym, ufundowana z okazji nadania szkole imienia patrona. Również nad wejściem głównym do gmach szkolnego umieszczono wtedy wykuty w kamieniu napis głoszący po­nadczasowo imię patrona szkoły, bliską każde­mu wychowankowi: Państwowe Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące im. St. Dubois. Umieszczony tam przedtem piękny, także kuty w kamieniu stary herb Koszalina – ten z głową św. Jana na tacy – znalazł swoje miejsce w koszalińskim muzeum. I potoczyły się dalsze latu i dziesię­ciolecia już sześćdziesięcioletniej historii szkoły im. St. Dubois -już na stałe i trwale związanej z tym okazałym i szczególnie znanym gmachem, w którym każdy z wychowanków lokuje kilka lat swojej szkolnej młodości, wieńczonych maturą i… świadectwem dojrzałości, rozpoczynanej właśnie w tym gmachu. Mam zaszczyt  być jednym z nich, jako maturzysta rocznika 1951.

PS. W tym roku odwiedziła nas grupa niemieckich uczniów średnich szkół koszalińskich w tym osiem „Dziewcząt” z Bismarck Schule.

Józef Napoleon Leitgeber    –  2005r.

(zmarł 22.06.2006r.)