JUBILEUSZ Wacław Chodkowski, mistrz piekarski, jakich niewielu, niedawno świętował 80. urodziny. Z tej okazji odebrał mnóstwo życzeń. My także mówimy:sto lat! I dziękujemy za słynny drzewiański chleb.

Alina Konieczna alina.konieczna@gk24.pl Fotografia Małgorzata Chodkowska

 

Wacława Chodkowskiego w Koszalinie znają chyba wszyscy. Jego „Piekarnia Drzewiańska”, od lat słynąca ze znakomitych wypieków, na stale wrosła w miejski krajobraz. Ale piekarska przygoda pana Wacława zaczęła się w zupełnie innym miejscu.

Miał być kowalem

O przeszłości rozmawiamy z jubilatem w jego piekarni przy ul. Zwycięstwa. To, że zostanie piekarzem, na początku wcale nie było takie oczywiste.

– Tatuś chciał, żebym był kowalem – opowiada. – Poszedłem terminować do kowala, ale po jednym dniu wiedziałem, że to nie dla mnie. Było za ciężko. Tato miał kolegę piekarza. Powiedział mi, spróbuj tam.

Spróbował i od razu wiedział, że piekarstwo to jego przeznaczenie. Miał 14 lat, gdy został uczniem piekarnictwa w powiecie Przasnysz, skąd pochodzi. Jako szesnastoletni chłopak rozpoczął pracę w prywatnej piekarni, jednocześnie uczył się rzemiosła na kursie dla czeladników.

– W zawodzie jestem od 66 lat, do piekarskiego fachu przygotowałem 90 uczniów – podkreśla dziś. – Zawsze im mówiłem, żeby być dobrym piekarzem, nie są potrzebne żadne cuda. Liczy się dokładność, zamiłowanie do zawodu i solidność.

Kierunek: zachód

W 1960 roku Wacław Chodkowski ożenił się. Młodzi postanowili spróbować szczęścia na ziemiach odzyskanych. Spakowali dobytek (poza rowerem niewiele tego było) i przyjechali do Dobrzycy. Pan Wacław podjął pracę w piekarni GS, jego żona Romualda, z zawodu nauczycielka, uczyła dzieci w miejscowej Szkole Podstawowej.

– Dobrze wspominam tamte lata – opowiada dziś Wacław Chodkowski. – Na początku nie mieliśmy niczego, dorabialiśmy się wspólnie, byliśmy tacy szczęśliwi.

W Dobrzycy urodził się jedyny syn państwa Chodkowskich, Piotr. Wobec tej rodziny lok okazał się okrutny. W 1999 roku Piotr zginął w wypadku samochodowym w Koszalinie. Zapowiadał się na wspaniałego piekarza, zamiłowanie do zawodu odziedziczył po ojcu. Do dziś w piekarni wisi jego dyplom. Romualda Chodkowska ciężko odchorowała śmierć syna. Zmarła w następnym roku. Odeszła w dzień tłustego czwartku.

– Dla piekarzy ten dzień jest wielkim świętem – opowiada Małgorzata Chodkowska, żona Piotra. – Przez wiele lat teściowa tego dnia rano szła do fryzjera, by później stanąć za ladą piekarni i sprzedawać ciepłe pączki.

Bo pani Romualda, choć była nauczycielką, żyłą piekarnią prawie tak mocno, jak jej mąż. Dziś trudno w to uwierzyć, ale państwo Chodkowscy sami upiekli w ciągu jednej doby 90 wielkich dożynkowych bochenków chleba. Był rok 1975, a skromny piekarz z Drzewian przecierał oczy ze zdumienia, że to właśnie jemu przypadł w udziale zaszczyt pieczenia chleba na centralne dożynki, które odbyły się w Koszalinie.

Przyjechali ważni goście

W 1971 roku Chodkowscy kupili małą piekarnię w Drzewianach. Pani Romualda zaczęła uczyć dzieci biologii, pan Wacław zajął się piekarskim biznesem. W krótkim czasie jego wypieki stały się sławne w całej okolicy. Po drzewiański chleb przyjeżdżali koszalinianie, docierali zagraniczni turyści. Chlebem raczyli się wielcy ówczesnego świata. W archiwum piekarni zachowało się urzędowe pismo ze Strzekęcina z 1974 roku, w którym Stacja Hodowli Roślin prosiła o „sprzedaż dwóch bochenków chleba w związku z przywitaniem państwowych dostojników” (później okazało się, że byli nimi: Edward Gierek i Leonid Breżniew). Kiedy stało się jasne, że centralne dożynki w 1975 roku odbędą się w Koszalinie, w całym województwie rozpoczęło się badanie jakości pieczywa we wszystkich piekarniach Pomorza Środkowego. Najlepiej wypadła mała piekarnia z Drzewian.

– Przyjechali bardzo ważni goście – wspomina pan Wacław. – Mówią, że chleb na dożynki trzeba upiec, drzwi pieca powiększyć, bo bochenki będą większe.

Piekarz Drzewian najpierw zdziwił się, dlaczego on, a zaraz potem rozpoczął próby. Dożynkowe bochny musiały być okazałe. Pierwsza partia niezbyt wyrosła, ale kolejna okazała się wspaniała. Chleb na dożynki Wacław Chodkowski piekł wraz z żoną przez cały dzień i noc. W sumie 90 bochenków. Każdy ważył po 7 kilogramów.

– Proponowali nam ludzi do pomocy, ale ja nie chciałem – opowiada dziś. – Jeśli chleb miał być naprawdę dobry, sami musieliśmy wszystkiego dopilnować.

Dożynkowe bochenki zachwyciły nie tylko wojewodów i partyjnych dygnitarzy. Smak chleba drzewiańskiego docenił sam Edward Gierek, który ponoć dopytywał, co to za piekarz takie cuda wypieka.

Kuszenie piekarza

Ledwo przebrzmiały dożynkowe echa, a do Drzewian zaczęli zaglądać przedstawiciele władz. Najpierw pojawiła się delegacja ze Słupska, później z Koszalina. – Przenieś piekarnię, my pomożemy – kusiły władze. Chodkowscy zdecydowali się na Koszalin. W 1976 roku przy ul. Armii Czerwonej (obecnie Piłsudskiego), rozpoczęła działalność „Piekarnia Drzewiańska”. To tu stało się w kolejkach po pyszny chleb, czy chrupiące bułeczki. Gdy już człowiek nawąchał się zapachu świeżego pieczywa, gdy pracownik wyniósł pojemniki z ciepłym chlebem, a mistrz Chodkowski sprawdzał jakość wypieczenia pukając w bochenek, wtedy było wiadomo: to chleb drzewiański. Musi być dobry.

– Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, wybierając Koszalin, a nie Słupsk – po latach dzieli się refleksją Wacław Chodkowski. – Przez tyle lat zabiegałem o kupno piekarni przy Piłsudskiego, nigdy nie nie było takiej możliwości. Później piekarnia została zburzona, w związku z budową obwodnicy śródmiejskiej. Musiałem się przenosić. A miasto tyle mi obiecywało…

Bez polepszaczy

Konkurencja na piekarniczym rynku jest duża, jednak chleb drzewiański cieszy się niesłabnącym uznaniem klientów. Małgorzata Chodkowska, synowa pana Wacława, która przejmuje zarządzanie piekarnią mówi, że asortyment oferowany klientom w zasadzie nie zmienia się. Zawsze jest to chleb upieczony według własnych receptur, bez jakichkolwiek polepszaczy.

– Ludzie poszukują określonego gatunku chleba – wyjaśnia. – Szanujemy ich upodobania kulinarne.

Największym wzięciem cieszy się chleb razowy. Jedni wolą foremkowy, inni – okrągły. Można go kupić nie tylko w piekarni, ale także w sklepach Sano, czy Torg. „Drzewiańska” opatentowała jeden swój wyrób – to chleb drzewiański, wypiekany według oryginalnej receptury, z mąki bułkowej i żytniej. Piekarnia proponuje także inne gatunki, oprócz chleba zwykłego, czy baltonowskiego, także słonecznikowy, sezamowy, wiejski, czy najnowszy – orkiszowy.

W czym tkwi sekret dobrego chleba? – Tu nie ma żadnej żadnej tajemnicy – odpowiada piekarz Chodkowski. – Mąka, woda, naturalny zakwas i sól. Wszystko odpowiednio mieszane, dojrzewa, potem jest wyrabiane, mieszane. I tak powstaje chleb

Wacław Chodkowski mówi o sobie, że nie jest czarodziejem, a w jego fachu liczy się dokładność i solidność. Ale pamięta o tym, żeby każdy rozczyn opatrzyć znakiem krzyża. Do każdego bochenka chleba dodaje też odrobinę swojego serca. Wierzy, że wtedy chleb smakuje lepiej.

Podpis

Wacław Chodkowski od 2000 roku jest emeryturze, jednak nie może rozstać się ze swoją piekarnią. Z dumą prezentuje chleb i mówi: – Osiemdziesiąt lat minęło nie wiadomo kiedy . Zdrowie, rozum i pamięć wciąż mi dopisują. I oby tak dalej. Niczego więcej nie pragnę.

LICZBA

Ósemka na szczęście

8. 08. 2011r. Wacław Chodkowski ukończył 80 lat